sobota, 29 czerwca 2019

Epilog

Chciałabym, aby każdy kto przeczytał choć skrawek tej historii zostawił po sobie ślad na dole.

   Powiedziałam to. Naprawdę to powiedziałam. 
   Miałam wrażenie, że zrobienie tego pozwoliło mi wznieść się kilka centymetrów nad ziemię. Przynajmniej czułam się tak dopóki nie spojrzałam na zaskoczoną twarz Miłosza. 
   — Zosia… nie wiem co powiedzieć. 
   Było widać, że był niesamowicie zmieszany. Sama poczułam się w tamtej chwili zawstydzona jak nigdy. Moje policzki z pewnością były zaczerwienione niczym truskawki. Może mogłabym to zwalić na temperaturę panującą na zewnątrz? 
   — A gdybym cofnęła ostatnie słowa? I zamiast nich zapytała czy byłbyś w stanie mnie pokochać… czy wtedy wiedziałbyś co odpowiedzieć? — rzuciłam szybko. 
   Zmarszczył brwi i niemal się zaśmiał. Wypuścił głośno powietrze, spoglądając w kierunku domu. 
   — Nie można niczego cofać, to nie film. 
   Zagryzłam dolną wargę, bo poczułam się bardzo głupio. Tylko w jego towarzystwie czułam się tak bardzo nieporadna. 
   — To pytam po prostu — szepnęłam. — Byłbyś w stanie mnie pokochać? 
   Nie rozumiałam dlaczego, ale moje ciało zaczęło się delikatnie trząść. Emocje chyba przejmowały nade mną kontrolę. W pewnym sensie chciałabym to cofnąć. To całe przyjście do niego, to, że wyznałam swoje uczucia. Ale czy to by coś zmieniło? Nieustanne ukrywanie swoich uczuć byłoby lepsze? Wątpiłam w to. 
   Doszłam też do wniosku, że nie zależnie od jego odpowiedzi, w końcu przyznam się przed przyjaciółmi, że byłam w nim zakochana. Tak po prostu trzeba było zrobić. Nawet o wiele wcześniej, jeszcze przed tą rozmową. 
   — Jesteś przyjaciółką mojego brata. 

niedziela, 16 czerwca 2019

Rozdział 16

*WAŻNA NOTKA POD ROZDZIAŁEM!*


   — Przepraszam za Dawida. — Usłyszałam po jakimś czasie z ust Moniki. 
   Stała przede mną ze skruszoną miną i zaczesywała z nerwów kosmyki włosów za ucho. Od „akcji” na boisku minęło niewiele czasu. 
   — Wiedziałaś? — spytałam krótko. 
   Chciałam się dowiedzieć. Dowiedzieć czy mogła mnie ostrzec. Jednak czy byłoby wtedy inaczej? Zabrałabym Łukasza albo powstrzymała Dawida? Nie było to nic innego jak „gdybanie”, ale to zmieniłoby postać rzeczy. Diametralnie. Przynajmniej dla mnie. 
   — Nie. Przysięgam. — Jej głos wydawał się szczery. 
   — Okej — odpowiedziałam zdawkowo i poprawiłam ramiączko od plecaka. — Muszę iść do łazienki. 
   Mimo, że ta sytuacja nie była winą Moniki i w pewnym stopniu jej wierzyłam, to czułam się przy niej skrępowana i chciałam jak najszybciej odejść. Sama do końca nie wiedziałam skąd się to brało. Może bolał mnie fakt, że mimo wszystko nadal była z Dawidem? 
   — Między nami jest okej? — spytała w momencie, gdy ją wyminęłam. 
   Prychnęłam pod nosem. Jeśli cokolwiek mogło być okej. 
   — Tak. 
   Nie brzmiałam przekonująco, a przynajmniej takie miałam wrażenie. 

piątek, 31 maja 2019

Rozdział 15


   Od interwencji Marka, na szkolnym korytarzu, już mało kto mi „dokuczał”. Szczerze, praktycznie cała reszta klasy chyba straciła mną zainteresowanie. Byłam mu naprawdę wdzięczna za to co dla mnie zrobił, chociaż wcale nie musiał. Od tamtego czasu odbyliśmy kilka niezobowiązujących rozmów, wydawał się barwną i ciekawą osobą, godną poznania. 
   Dziwnym zrządzeniem losu wszystko powoli zaczynało się układać. Jedynymi sprawami, które siedziały mi w głowie była relacja z Moniką i zmieniający się nastrój Łukasza, ale co do chłopaka to Iza zaproponowała zwyczajne danie mu czasu. Jak ostatnim razem. Jednak nie byłam pewna, czy kolejny raz takie podejście odniesie oczekiwany skutek. 
   Osobiście wolałabym z nim poważnie porozmawiać i w prawdzie nawet próbowałam, ale szybko zmieniał temat lub tłumaczył, że ma mało czasu i musi gdzieś iść. Nie mogłam powiedzieć, że mi to nie przeszkadzało, ale równocześnie nie mogłam odebrać Łukaszowi wolnej woli. Chyba rzeczywiście zostało mi zaczekać aż sam się otworzy. Pomimo to czułam gdzieś w środku, że niedługo nastąpi coś, czego ani ja, ani Iza się nie spodziewałyśmy. 
   Zajęcia upływały mi powoli, na wyniki w nauce nie miałam co narzekać, ale równocześnie nie miałam też czym się zbytnio chwalić. Nauczyciele nieco zwolnili, uważałam jednak, że tylko po to, aby przed świętami zadać nam zdecydowanie zbyt dużo pracy. 
   Pogoda za oknem nie dopisywała. Od drugiej lekcji deszcz padał i padał, i nie przestawał. Z jednej strony, siedząc spokojnie w klasie miało się przynajmniej jakieś zajęcie. Można było patrzeć na uciekających przed deszczem przechodniów. Hm, może jednak dopisywała. Nie trzeba było wysłuchiwać nudnych wykładów o historii atomu. 
   W końcu nastała wyczekiwana przeze mnie (i prawdopodobnie każdego innego ucznia) chwila. Dzwonek. Szybko spakowałam co musiałam i wyszłam z klasy, pędząc wręcz na spotkanie z Izabelą i Łukaszem. Zazwyczaj długie przerwy spędzaliśmy razem. Nie mogłam ukryć faktu, że pogoda nieco popsuła nam plany jedzenia na zewnątrz, ale nawet w takim wypadku zaopatrzyliśmy się w „swoje miejsce” obok sklepiku szkolnego.

niedziela, 12 maja 2019

Rozdział 14



   Ściskałam w dłoni komórkę i tupałam nogą. W uszach dudniło mi bicie własnego serca. Dlaczego spotkania z nim musiały być dla mnie tak emocjonujące? 
   W kawiarence było przytulnie i ciepło. Wybrałam stolik najbliżej wielkiego, szklanego okna. Z racji, że wolałam być zawsze przed czasem, miałam go jeszcze sporo na niezobowiązujące zajęcia. Tym razem wykorzystałam go na wpatrywanie się w przechodniów, a przy okazji na jeszcze większe nakręcanie się. Tego drugiego zdecydowanie nie było w planach. 
   Od momentu umówienia się z Miłoszem zastanawiałam się jaką lokalizację wybrać. Czy lepsze byłoby domowe zacisze? Może przejażdżka samochodem od wsi do miasta i z powrotem? Wpadłam na pomysł z kawiarnią. Wydawał się najbardziej uniwersalny. Jakby się zastanowić, to stresowałam się tym niczym randką, a randką to nie było. Ale może chciałam, żeby było. 
   Na miejsce przyszłam praktycznie od razu po zajęciach. Nie chciałam prosić mamy o podwózkę do miasta, a sam Miłosz miał akurat coś do załatwienia niedaleko, więc ustaliliśmy jedynie godzinę i jakoś tak to się ułożyło. 
   Dostałam gęsiej skórki, kiedy przed moimi oczami ukazał się samochód Miłosza, z którego po chwili wyszedł. Wyglądał normalnie. Jak zazwyczaj z resztą, nie wliczając naszego pierwszego spotkania po latach, kiedy to miał na sobie garnitur. Niezapięta, brązowa kurtka odsłaniała jego szarą bluzę z nadrukiem, którego z tej odległości za nic nie mogłam rozczytać. Na nogach miał czarne spodnie z podwiniętymi nogawkami. Wzięłam wdech i potrząsnęłam głową. Tylko spokojnie. Spojrzałam na godzinę. Punktualnie, aż zachciało mi się śmiać. Może dla rozładowania emocji, a może, bo tak mnie to zdziwiło. 
   — Cześć — przywitał się, gdy wszedł i zbliżył się do naszego stolika. — Widziałem cię już przez okno. Długo czekasz? — spytał, zdejmując kurtkę i wieszając ją na oparciu. 
   — Trochę tak, ale nie przejmuj się tym. — Machnęłam ręką i niemal walnęłam nią w stół, co nie uszło jego uwadze. 
   — Okej. — Zaśmiał się i oparł wygodniej o krzesło. — To co byś sobie zażyczyła do picia i jedzenia? 
   — Można tu zamówić tylko desery — wyjaśniłam, pochylając się nad stolikiem i posłałam mu porozumiewawcze spojrzenie. 
   — No to już wiemy, dlaczego to miejsce wybrałaś. 
layout by oreuis