niedziela, 12 maja 2019

Rozdział 14



   Ściskałam w dłoni komórkę i tupałam nogą. W uszach dudniło mi bicie własnego serca. Dlaczego spotkania z nim musiały być dla mnie tak emocjonujące? 
   W kawiarence było przytulnie i ciepło. Wybrałam stolik najbliżej wielkiego, szklanego okna. Z racji, że wolałam być zawsze przed czasem, miałam go jeszcze sporo na niezobowiązujące zajęcia. Tym razem wykorzystałam go na wpatrywanie się w przechodniów, a przy okazji na jeszcze większe nakręcanie się. Tego drugiego zdecydowanie nie było w planach. 
   Od momentu umówienia się z Miłoszem zastanawiałam się jaką lokalizację wybrać. Czy lepsze byłoby domowe zacisze? Może przejażdżka samochodem od wsi do miasta i z powrotem? Wpadłam na pomysł z kawiarnią. Wydawał się najbardziej uniwersalny. Jakby się zastanowić, to stresowałam się tym niczym randką, a randką to nie było. Ale może chciałam, żeby było. 
   Na miejsce przyszłam praktycznie od razu po zajęciach. Nie chciałam prosić mamy o podwózkę do miasta, a sam Miłosz miał akurat coś do załatwienia niedaleko, więc ustaliliśmy jedynie godzinę i jakoś tak to się ułożyło. 
   Dostałam gęsiej skórki, kiedy przed moimi oczami ukazał się samochód Miłosza, z którego po chwili wyszedł. Wyglądał normalnie. Jak zazwyczaj z resztą, nie wliczając naszego pierwszego spotkania po latach, kiedy to miał na sobie garnitur. Niezapięta, brązowa kurtka odsłaniała jego szarą bluzę z nadrukiem, którego z tej odległości za nic nie mogłam rozczytać. Na nogach miał czarne spodnie z podwiniętymi nogawkami. Wzięłam wdech i potrząsnęłam głową. Tylko spokojnie. Spojrzałam na godzinę. Punktualnie, aż zachciało mi się śmiać. Może dla rozładowania emocji, a może, bo tak mnie to zdziwiło. 
   — Cześć — przywitał się, gdy wszedł i zbliżył się do naszego stolika. — Widziałem cię już przez okno. Długo czekasz? — spytał, zdejmując kurtkę i wieszając ją na oparciu. 
   — Trochę tak, ale nie przejmuj się tym. — Machnęłam ręką i niemal walnęłam nią w stół, co nie uszło jego uwadze. 
   — Okej. — Zaśmiał się i oparł wygodniej o krzesło. — To co byś sobie zażyczyła do picia i jedzenia? 
   — Można tu zamówić tylko desery — wyjaśniłam, pochylając się nad stolikiem i posłałam mu porozumiewawcze spojrzenie. 
   — No to już wiemy, dlaczego to miejsce wybrałaś. 
   Zachichotałam nerwowo na jego słowa. 
   — Tak — odparłam, wzruszając ramionami. 
   — Ja wezmę kawę z mlekiem i sernik, a ty? 
   — Ja… chyba to samo. 
   Złapałam się na tym, że na dobra sprawę, nawet nie przyjrzałam się menu. Miłosz wezwał gestem ręki kelnera i złożył zamówienie. 
   — Myślałem, że tylko w Warszawie można liczyć na tak dobrą obsługę, myliłem się. 
   — Tak, jest tutaj całkiem w porządku — przyznałam i nagle zapragnęłam wypytać go o jego wyjazd. — Jeśli już zacząłeś o tej Warszawie, to wiesz, wcześniej o niej jakoś za bardzo nie rozmawialiśmy. Może opowiedziałbyś mi co tam robiłeś? 
   Zerknął na mnie, marszcząc przez moment brwi. Oparł się wygodniej o krzesło i wziął głęboki wdech. Miałam nadzieję, że nie pożałuję tego pytania. 
   — Wyjechałem na studia związane z fotografią i to był mój cel. Później poznałem Laurę, wszystko układało się jak w bajce. Miałem załatwione dobrze płatne praktyki, szkoła ani mieszkanie nie było drogie jak na tamte realia i mógłbym śmiało powiedzieć, że wiodłem życie jakie od zawsze chciałem. 
   Mówił to z uśmiechem na ustach. Byłam przekonana, że były to dla niego sentymentalne chwile. 
   — To brzmi dobrze, nawet bardzo dobrze. 
   — Tak, ale jak to życie… lubi się psuć — rzucił już bardziej smętnie. 
   — Chyba nawet ja ci o tym mówiłam. Wiesz, jeśli życie lubi się psuć… 
   — To ludzie powinni lubić je naprawiać. Tak, pamiętam. 
   Poczułam jak coś uderzyło mnie w brzuch, ale zamiast nieprzyjemnego uczucia zostawiło to niezwykle przyjemne, dla którego dałabym się jeszcze raz uderzyć. 
   — Nie sądziłam, że zapamiętasz — wyszeptałam. 
   Chyba w tamtej chwili policzki płonęły mi żywym ogniem. 
   — Pamiętam sporą część naszych rozmów. 
   Uśmiechnęłam się szeroko i spuściłam na sekundę głowę. Musiałam głupio przed nim wyglądać. 
   — A co się stało, że w tamtym momencie twoje życie postanowiło się popsuć? 
   Spojrzał w prawo. Podrapał się nerwowo po karku. W tamtym momencie przyszedł kelner z naszym zamówieniem. 
   — Życzę smacznego — powiedział i postawił na stoliku dwa talerzyki i kubki. 
   — Dziękuję — odpowiedzieliśmy niemal równocześnie. 
   Wtedy nie tknęłam jeszcze jedzenia ani kawy, bardziej interesowała mnie jego odpowiedź. 
   — Kiedy skończyłem studia, a praktyki przerodziły się w stałą pracę… to przestało mi wystarczać. Widywanie się z Laurą było tylko coraz bardziej męczące, a na tamtą chwilę akurat już mieszkaliśmy razem i byliśmy po zaręczynach, więc nie było za ciekawie. Sam nie wiedziałem skąd się to brało. 
   Przerwał na chwilę i napił się kawy. W tym czasie ja zdecydowałam się na pierwszy kawałek ciasta. 
   — Któregoś wieczoru spotkałem starego kumpla, który był na tym samym kierunku i jakoś tak wyszło podczas rozmowy, że o wszystkim mu powiedziałem. No, a że on nie był… ułożonym człowiekiem i choć dobrze o tym wiedziałem to dałem mu nakłonić się na coś niekoniecznie dobrego. 
   — Na co takiego? — dopytałam, kiedy milczał dłuższą chwilę, a smak sernika rozpływał się w moich ustach. 
   — Załatwił mi narkotyki za ponoć „dobrą cenę”, które miały sprawić, że to uczucie przemęczenia wszystkim minie. I miał rację, mijało. Na chwilę. — Zagryzł wargę. — A pieniądze znikały razem z tym. Ja zachowywałem się okropnie nie mając przy sobie prochów, a Laura tylko na tym cierpiała. W końcu popadłem w długi, bo nie mogłem tak po prostu przestać. Chciałem chociaż na moment czuć się dobrze. 
   Starałam się poskładać jego słowa w spójną całość. Powoli docierał do mnie ich sens. Miłosz i używki? Byłam zaskoczona i to bardzo. Ostatecznie postanowiłam przyjąć tę informację zwyczajnie, bez wyrzutów czy czegokolwiek podobnego. To było jego życie i to w dodatku stare, które miałam nadzieję, pozostawił w Warszawie. 
   — Więc zostawiła cię przez nałóg, a nie przez to, że straciłeś mieszkanie? 
   — Hm? 
   Zawstydziłam się. Mówił mi o swoich trudnych chwilach, a ja pytałam o praktycznie najmniej istotną rzecz. Nie chciałam jednak poruszać innych tematów, które, jak sądziłam, mogły go bardziej urazić lub też zasmucić. 
   — Kiedyś już wspominałeś o Laurze… — dodałam. 
   — Faktycznie. Tak, to dlatego mnie zostawiła. Mieszkanie straciłem niedługo później i nie miałem już gdzie się podziać, nie wiedziałem co robić. Zostało mi wrócić do domu i spróbować się jakoś ogarnąć. — Zawiesił się na chwilę. — Naprawdę przepraszam za to, że byłem taki przy naszym pierwszym spotkaniu. Kiedy jednak próbujesz wszystko poukładać, to jest to trudne i nie nad wszystkim idzie wtedy sprawować kontrolę. 
   — Nie przepraszaj za coś, co ci już wybaczyłam, okej? — Uśmiechnęłam się i chwyciłam go za dłoń. Spojrzał na nią i zmarszczył brwi. Speszyłam się trochę, więc chciałam ją wziąć, ale Miłosz mnie powstrzymał. Poczułam, jak się rumienię. — Co czujesz teraz, gdy myślisz o Laurze? 
   Zassałam policzki, uświadamiając sobie, że naprawdę o to zapytałam. 
   Posłał mi spojrzenie przepełnione spokojem i czegoś w rodzaju radości, i czegoś jeszcze co widziałam u niego po raz pierwszy. Nie zrozumiałam tego, ale odczułam, jakbym topiła się pod tym spojrzeniem. 
   — Nic. 
   Jak miałam to rozumieć? Obojętność? Nic dobrego? Nic złego? Nich powie coś więcej. 
   — To znaczy? 
   Czego ja właściwie oczekiwałam? 
   — Kochałem ją. W czasie przeszłym. Nie utrzymujemy kontaktu. 
   Czy serce mogło bić tak szybko, że czuje się jakby miało wyfrunąć z piersi? Oby, bo inaczej to chyba w tamtej chwili byłabym na skraju omdlenia. 
   — Nie do końca odpowiedziałeś na moje pytanie. 
   Ścisnął moją dłoń i puścił po chwili, chwytając w dłonie sztuciec. Jak gdyby nigdy nic zaczął jeść swój deser. Prychnęłam, nie dowierzając jego zachowaniu i ruszyłam w jego ślady. 
   — Zdecydowanie zachowujesz się jak dziecko. 
   — Zawsze nim będę — odpowiedział. — Taki mój urok. 
   Zachichotałam. Może i miał rację. Na pewno ją miał. 





   Poszukując siebie, próbując rozgryźć to jaka chciałam, mogłam a powinnam być, zawsze brałam pod uwagę to jaka była moja mama. Mogło to być głupie, zapewne takie właśnie było, jednak to ona była moim autorytetem. Celem, do którego dążyłam. Pomimo trudnych sytuacji, jakie życie na nią zesłało, zawsze się uśmiechała, szukała pozytywów, a przy tym pozostawała szczera z innymi i ze samą sobą. Chciałam być jak ona. Jednak, czy powinnam taka być? Czy tego właśnie potrzebowałam? 
   Nie miałam pojęcia, w połowie sytuacji jakie mnie spotykały, jak postąpiłaby właśnie ona. Zwykle kierowałam się instynktem. Ale czy oznaczało to, że wcale nie byłam jak ona? Albo raczej, że podświadomie nie chciałam taka być? 
  Poczucie, że gdzieś się w tym wszystkim zagubiłam, obudziło się dopiero w momencie, kiedy naprawdę przestałam wiedzieć co robić. Podświadomie, nawet podczas zamieszania ze stoiskiem i Dawidem, czułam, że jakkolwiek postąpię, wszystko się ułoży. Więc dlaczego, gdy w grę wchodziły moje uczucia do Miłosza czułam się jak sparaliżowana i nie mogłam stwierdzić, jak postępować dalej? Jak postąpiłaby moja rodzicielka, a jak postąpiłabym ja? Nędzna kopia własnej matki? 
   Nie wiedząc do końca jak i dlaczego, znalazłam się w kuchni, gdzie mój życiowy autorytet, przygotowywał kolację. 
   Pociły mi się dłonie i ciarki przechodziły mi po plecach, a przecież miałam po prostu z nią porozmawiać. Dlaczego czułam się tak bardzo zdenerwowana? 
   — Pomóc ci w czymś? — spytałam, chcąc jakkolwiek zacząć rozmowę. 
   Czułam się skołowana niemal tak samo jak podczas „wykładu” o pierwszej miesiączce. 
   — Nie, dziękuję skarbie, prawie skończyłam — odpowiedziała wesoło i ściszyła grające w tle radio. 
   Kroiła na desce ostatniego pomidora i wymachiwała przy tym biodrami w rytm muzyki. Jej zachowanie nieco mnie rozluźniło. 
   — Mamo, chyba… chciałabym cię o coś zapytać — wydukałam, bawiąc się palcami. 
   Oparłam się o jedną z szafek tuż obok zlewu i nie spuszczałam wzroku z dłoni. 
   — Wiesz, że o wszystkim możesz mi powiedzieć. Śmiało. 
   Spojrzałam ukradkiem w jej kierunku. Była pochłonięta szykowaniem kanapek. Wydęłam wargi i splotłam ręce na piersiach. 
   — Dlaczego jesteś taka, jaka jesteś? — zapytałam w końcu. 
   Zdziwiłam ją do tego stopnia, że zaintrygowana posłała mi dość specyficzne spojrzenie, które można było określić mianem „co to miało znaczyć?”. 
   — To znaczy? 
   — Skąd wiedziałaś jaki masz charakter, czy postępujesz dobrze i, że to właśnie prawdziwa ty? 
   Nie wiedziałam jak skrupulatnie dowiedzieć się niektórych rzeczy, bez mówienia o nich wprost. Byłam kiepska w tej kwestii. Zawsze wolałam mówienie prosto z mostu, ale tutaj nie mogłam. Po prostu nie. 
   — Kochanie, dziwnie się zachowujesz. O co tak naprawdę chodzi? 
   Znała mnie jak nikt inny. Czytała ze mnie jak z otwartej książki. To chyba jej siódmy zmysł albo idealnie wyczuwała moje emocje. W tamtym momencie była to zaleta i przekleństwo w jednym. 
   Od dawna staram się być jak ty, ale chyba mi nie wychodzi. To chyba nie ta droga. 
   Pogubiłam się we własnych uczuciach. Nie wiem czy to co czuję jest dobre. 
   — Chyba się zakochałam. 
   Prawie stanęło mi serce, kiedy z trudnością, wyrzuciłam z siebie te słowa. W pierwszej chwili miałam wrażenie, że kobieta zastygła w bezruchu. Może rzeczywiście tak było, ale już po chwili patrzyła na mnie z delikatnym uśmiechem i przekrzywiła nieznacznie głowę. 
   — To dobrze, tak? Bo widząc cię taką, uważam, że wcale nie pałasz radością — powiedziała i odłożyła nóż na blat. 
   Głęboki wdech. Zaczęłam mówić, musiałam skończyć. 
   — Bo osoba, w której się zakochałam, raczej nie jest tą odpowiednią. 
   Mogłam ująć to lepiej. Nie miałam na myśli, że czegoś mu brakowało, że był zbyt złą osobą albo coś podobnego. Chodziło o fakt, że Miłosz był bratem mojego najlepszego przyjaciela. Bałam się jak mogło to wpłynąć na nasze późniejsze relacje. Czy Łukasz znienawidziłby mnie za to? Czy miałby do tego jakiś powód? 
   — Nie chcesz mi powiedzieć kto to, prawda? 
   Kiwnęłam głową. 
   — Chyba nie, nikomu o tym nie mówiłam. Nawet Izie. 
   Posłała mi zmartwione spojrzenie i pogłaskała po ramieniu. 
   — Jest bad boyem czy coś w tym stylu? 
   Powiedziała to w taki sposób, że zachciało mi się śmiać. 
   — Mamo, proszę cię. Musiałaś tak to zaakcentować? — westchnęłam. 
   — No co? — zaśmiała się. 
   — Nic. — Przewróciłam oczami i odsunęłam się blatu. 
   — On… jest starszy. Trochę… myślę, że dużo starszy. Ale dobrze mi się z nim rozmawia. 
   Sama nie wiedziałam dlaczego to powiedziałam. To samo opuściło moje usta. Czułam się dziwnie, mówiąc jej o tym. 
   — Nie do końca rozumiem, co byś chciała ode mnie w tej sprawie usłyszeć. I o co chodziło z tym początkowym pytaniem o to jaka jestem? — Uniosła jedną brew. 
   Patrzyłam na nią trochę niepewnie. Wzięłam głęboki wdech i wyrzuciłam z siebie lawinę słów. 
   — Mamo, moim zdaniem jesteś świetną osobą. I bardzo długo już staram się być podobna do ciebie. W podejmowaniu decyzji, stylu ubierania, w tym wszystkim w czym mogę być podobna. Jednak, kiedy myślę o nim… już nic nie wiem. I zaczynam wątpić, czy próbując dorównać tobie, nie tracę przy tym tej prawdziwej siebie. 
   Zbliżyła się do mnie i przytuliła krótko. 
   — Skarbie, nie musisz być jak ja. Nigdy nie musiałaś. Jesteś w takim wieku, gdzie poczucie własnej wartości i patrzenie na świat dopiero się kształtuje. To, że teraz nie wiesz jaka tak naprawdę jesteś, nie jest niczym złym. Niektórzy do końca życia w pełni tego nie wiedzą. 
   Poczułam ucisk w gardle i silne mrowienie w brzuchu. 
   — A jeśli chodzi o tego mężczyznę, jak mniemam, to cieszę się, że mi o tym mówisz. Ile dokładnie ma lat? — dodała poważniejszym tonem. 
   — Jest dziesięć lat starszy. 
   — Znam go? 
   Spojrzałam na nią niepewnie. Nie byłam gotowa, żeby się dowiedziała. 
   — Dobra, nie mów. — Uniosła ręce w geście obrony. — To nie jest a ż tak dużo. W każdym razie, uważaj na siebie. I pamiętaj, że zawsze masz prawo powiedzieć nie. 
   — Boże mamo, w takiej chwili chcesz sprowadzić rozmowę na te tory? 
   — Nie, myślę, że w tych sprawach wiesz co i jak. 
   Zachłysnęłam się własną śliną. 
   — Dobra, wiem, stop — rzuciłam. — Czyli myślisz, że powinnam mu powiedzieć o tym co czuję? 
   Wypuściła głośno powietrze i oparła się o szafkę. 
   — Wspomniałaś, że sama nie wiesz jak postąpić jeśli chodzi o niego. Nie jest czasami tak, że za dużo nad tym rozmyślasz? Posłuchaj serca. W sprawach dotyczących miłości, to ono wie najlepiej. 
   — A jeśli milczy? 
   — Nie milczy. To ty nieodpowiednio się wsłuchujesz. 
   Nieodpowiednio się wsłuchuję? 
   — Kocham cię i zawsze przy tobie będę, bo jestem twoją mamą — rzekła dobitnie. 
   — Ja też cię kocham, bardzo. I dziękuję. 
   Nasza rozmowa dała mi wiele do myślenia. Każda rozmowa z nią, zawsze wiele mi dawała. 
   — Pamiętaj, nie musisz być mną. To twoje życie. Przeżyj je, jakkolwiek chcesz je przeżyć. 
   — Masz rację. — Uśmiechnęłam się i powoli ruszyłam w stronę salonu. 
   — Ej, ej! W robieniu kanapek może pomocy nie potrzebowałam, ale zanieść je na ławę, chyba możesz, hm? — rzuciła zanim wyszłam z pomieszczenia. 
   Zachichotałam i zrobiłam to o co mnie „poprosiła”. 
   Moja mama naprawdę była świetna.




Cześć, kochani!
Po miesiącu, tak wiem... ale mam nadzieję, że warto było czekać!
Jak wrażenia? Czego interesującego lub mniej się dowiedzieliście? I co Was zaskoczyło? Jestem ciekawa Waszych odpowiedzi ^-^.
Jeśli tęsknicie za Izą i Łukaszem bądź też za Moniką i Dawidem - spokojnie! Będą jeszcze mieli swoje pięć minut i to nie raz.
Postaram się, aby następny rozdział pojawił się troszkę szybciej. Miłego dnia i głowy do góry, wakacje już powoooli się zbliżają. 
Tulę, Shoshano.

Ps. jeśli wyłapiecie błędy - dajcie znać, to pomaga.

2 komentarze:

  1. Nadrobiłam! Obiecywałam to już jakieś... pół roku temu? Nie chce mi się komentować poprzednich rozdziałów, ale naprawdę mi się podobai będę teraz czytać na bieżąco;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nic dziwnego, że Zosia stresowała się spotkaniem z Miłoszem. Znaczy on dla niej bardzo dużo i chciała wypaść w jego oczach jak najlepiej. Co chyba się jej udało. W końcu znalazła sposób, aby dotrzeć do niego i sprawić, że otworzy się na drugą osobę, opowiadając o tym, co go trapi.
    Dzięki upartości Zosi dowiedzieliśmy, co spowodowało, że Miłosz został zmuszony opuścić Warszawę i wrócić do domu.
    Jego poukładane i wydawać by się mogło udane życie nagle całkowicie się posypało.
    Narkotyki to bardzo poważna sprawa, której nie można bagatelizować. Mam nadzieję, że Miłosz się z tym upora i już nigdy nie sięgnie po nie. Dość już przez nie stracił, ale nie jest za późno, aby spróbować zbudować coś na nowo.
    Zosi potrzebna była taka szczera rozmowa z mamą, która okazała się naprawdę wspaniałą i bardzo wyrozumiałą rodzicielką. W skupieniu wysłuchała córkę i nie miała nic przeciwko, że zakochała się w kimś o dekadę starszym. Wielu rodziców miałoby z tym ogromny problem i próbowało za wszelką cenę wybić coś takiego z głowy swoich dzieci. Ale nie ona, co się ceni. W dodatku zapewniła Zosię, że nie musi być jak ona. Przede wszystkim Zosia powinna być sobą i odnaleźć własną drogę. Mam nadzieję, że się jej to uda.
    Czekam z niecierpliwością na następny rozdział. 😊

    OdpowiedzUsuń

layout by oreuis