piątek, 31 maja 2019

Rozdział 15


   Od interwencji Marka, na szkolnym korytarzu, już mało kto mi „dokuczał”. Szczerze, praktycznie cała reszta klasy chyba straciła mną zainteresowanie. Byłam mu naprawdę wdzięczna za to co dla mnie zrobił, chociaż wcale nie musiał. Od tamtego czasu odbyliśmy kilka niezobowiązujących rozmów, wydawał się barwną i ciekawą osobą, godną poznania. 
   Dziwnym zrządzeniem losu wszystko powoli zaczynało się układać. Jedynymi sprawami, które siedziały mi w głowie była relacja z Moniką i zmieniający się nastrój Łukasza, ale co do chłopaka to Iza zaproponowała zwyczajne danie mu czasu. Jak ostatnim razem. Jednak nie byłam pewna, czy kolejny raz takie podejście odniesie oczekiwany skutek. 
   Osobiście wolałabym z nim poważnie porozmawiać i w prawdzie nawet próbowałam, ale szybko zmieniał temat lub tłumaczył, że ma mało czasu i musi gdzieś iść. Nie mogłam powiedzieć, że mi to nie przeszkadzało, ale równocześnie nie mogłam odebrać Łukaszowi wolnej woli. Chyba rzeczywiście zostało mi zaczekać aż sam się otworzy. Pomimo to czułam gdzieś w środku, że niedługo nastąpi coś, czego ani ja, ani Iza się nie spodziewałyśmy. 
   Zajęcia upływały mi powoli, na wyniki w nauce nie miałam co narzekać, ale równocześnie nie miałam też czym się zbytnio chwalić. Nauczyciele nieco zwolnili, uważałam jednak, że tylko po to, aby przed świętami zadać nam zdecydowanie zbyt dużo pracy. 
   Pogoda za oknem nie dopisywała. Od drugiej lekcji deszcz padał i padał, i nie przestawał. Z jednej strony, siedząc spokojnie w klasie miało się przynajmniej jakieś zajęcie. Można było patrzeć na uciekających przed deszczem przechodniów. Hm, może jednak dopisywała. Nie trzeba było wysłuchiwać nudnych wykładów o historii atomu. 
   W końcu nastała wyczekiwana przeze mnie (i prawdopodobnie każdego innego ucznia) chwila. Dzwonek. Szybko spakowałam co musiałam i wyszłam z klasy, pędząc wręcz na spotkanie z Izabelą i Łukaszem. Zazwyczaj długie przerwy spędzaliśmy razem. Nie mogłam ukryć faktu, że pogoda nieco popsuła nam plany jedzenia na zewnątrz, ale nawet w takim wypadku zaopatrzyliśmy się w „swoje miejsce” obok sklepiku szkolnego.
   Zaabsorbowana dotarciem na miejsce jak najszybciej nie spostrzegłam idącej w moim kierunku Moniki. Dopiero kiedy zderzyłyśmy się ramionami, ostudziłam się. 
   Spojrzałam na nią nieco zmieszana. Chciałam udać, że nic się nie stało i ruszyć przed siebie, jednak jej mina mi to uniemożliwiła. Wyglądała na bardzo przybitą. Z pamięci uleciała mi już nasza ostatnia rozmowa, pamiętałam jedynie, że tknęły mnie jej ostatnie słowa, ale czy były one warte zignorowania tego, że mogło dziać się coś złego? 
   Wzięłam głęboki wdech i wysiliłam się na delikatny uśmiech. 
   — Cześć — przywitałam się. 
   Przeniosła spojrzenie z mojego ramienia na moją twarz, ale jej mina nie uległa zmianie. 
   — Cześć, Zosia… 
   Jej głos był łagodny. O wiele łagodniejszy niż przy jakiejkolwiek innej rozmowie. 
   — Wiem, że mogłam cię ostatnio zdenerwować… — zaczęłam cicho. — Ale jeśli chcesz pogadać to jestem. 
   — Dzięki, ale to chyba nie pora na takie rozmowy — odpowiedziała i rozejrzała się dookoła. 
   Miała rację. Spore tłumy uczniów zdecydowanie nie sprzyjały pogaduchą. Jak to mówią „ściany mają uszy”. 
   — Chcesz przenieść się w bardziej ustronny kont? 
   — Nie… Zosia, przepraszam. Tak naprawdę wszystko co wtedy powiedziałam było pod wpływem emocji. Nie powinnam. — Spuściła głowę. — Szczerze to tęsknię za wspólnym spędzaniem czasu. 
   — Ja też tęsknie — przyznałam szczerze i posłałam jej szeroki uśmiech. — Więc zapomnijmy o tym co było. Co ty na to? 
   — Jestem za. Em… czyli między nami na pewno wszystko okej? 
   Zmarszczyłam brwi. Myślałam, że to oczywiste. 
   — Pewnie. Nie lubię trzymać urazy, do niczego to nie prowadzi. 
   — Super, teraz muszę lecieć, zanim przerwa się skończy — rzuciła i wskazała dłonią odpowiedni kierunek. 
   — Jasne, do następnej lekcji! — pożegnałam się. 
   Ruszyłam przed siebie lżejsza o jakieś pięć kilo. Oczywiście mentalnie. Bardzo nie lubiłam konfliktów, dlatego cieszyłam się, że wyjaśniłam sobie sprzeczkę z Moniką. Choć czułam, że poszło zbyt gładko. 




   Ostatnie dni pędziły i nie chciały się zatrzymywać. Nim zdążyłam się zorientować już musiałam planować co takiego mogłabym kupić Izie na urodziny. Rozmawiałam na ten temat z Łukaszem i razem wpadliśmy na pomysł kupienia jej płyty Andrea Bocellego*, którego była „cichą” fanką. Miałam nadzieję, że to przypadnie jej do gustu. 
   Z Miłoszem wymieniłam kilka krótszych i kilka dłuższych wiadomości. Raz nawet rozmawialiśmy przez telefon. Czułam się jak małe dziecko, gdy ekscytowałam się takimi detalami związanymi właśnie z nim. Odczuwałam lekki zawód, że nie mogliśmy spotkać się twarzą w twarz, ale każde z nas miało swoje zajęcia i niestety nie udało się. Chciałam z nim porozmawiać na wiele tematów, może dowiedziałabym się nieco więcej o jego aktualnych zainteresowaniach? Przecież jego preferencje na pewno uległy zmianie od czasu, kiedy wyjechał na studia. Liczyłam, że jeszcze nie raz uda mi się wyciągnąć z niego tego typu informacje. 
   Dzień był wyjątkowo chłodny, mimo to wielu uczniów spędzało przerwy na zewnątrz. Nasze „wieczne trio” nie było wyjątkiem. Ulokowaliśmy się na ławce blisko boiska szkolnego i rozmawialiśmy o mało zobowiązujących sprawach. Musiałam się przy okazji bardzo pilnować, żeby nie wygadać Izabeli co dostanie na swoje święto. 
   — I wtedy, mówię wam, wzięłam i walnęłam ją w kolano z całej siły. Chyba przesadziłam, bo wydarła się na całą klasę. — Wzruszyła ramionami brunetka. 
   — Ty szalona wariatko — zaśmiał się Łukasz i poklepał ją po ramieniu. 
   Zawtórowałam mu, a Iza prychnęła głośno. 
   — Nabijasz się ze mnie. 
   — No coś ty, złośnico — powiedział i pstryknął ją w nos. 
   — Łukasz, no weź. To jestem ja, to i tak cud, że jakkolwiek zareagowałam na jej paplaninę. — Przewróciła oczami. 
   — Zwłaszcza, że odpowiadała na pytanie nauczyciela — wtrąciłam sarkastycznie. 
   — Ale źle i przez pięć minut. Gdybyście tego słuchali, gwarantuję, oszalelibyście. 
   — Jak ty — rzucił Łukasz i dostał od Izy kuksańca w bok. — To bolało. 
   — Ej — przerwałam im przedrzeźnianie się, kiedy moim oczom ukazał się Dawid, ewidentnie zmierzający w naszym kierunku. — Chyba szykuje się jakaś większa akcja — dodałam już nieco bardziej zdenerwowana. 
   Łukasz wyraźnie się spiął i wstał, jakby chciał jak najszybciej odejść. 
   — Myślicie, że chce mi dowalić za to stoisko? 
   — Nawet jeśli, raczej na terenie szkoły i na oczach wszystkich wolałby tego uniknąć — odparł przyjaciel. 
   — Ma rację. Raczej nie byłby taki głupi — dodała Iza. 
   Nie zdążyłam już nic więcej powiedzieć, bo Dawid był już obok nas. Przystanął na jednej nodze i skupił spojrzenie na Łukaszu. Zdziwiona spostrzegłam, że uwaga bruneta też skierowana była na chłopaka. 
   Poczułam delikatne szturchnięcie i szept do ucha: 
   — Zosia, jak myślisz, czemu nagle zgromadziła się tutaj spora część uczniów? 
   Wzruszyłam jedynie ramionami na jej pytanie. Byłam niesamowicie skołowana. Uniosłam się z ławki i stanęłam obok Łukasza, on jak gdyby dopiero wtedy wrócił do rzeczywistości. 
   — Em, Dawid… wyjaśnisz po co się tutaj zjawiłeś? Tak jakby mamy mało czasu, zaraz lekcja… 
   — Nie z tobą chciałem gadać, wywłoko. 
   Przełknęłam głośniej ślinę i zmarszczyłam brwi. Zdążyłam się domyślić, że nie ze mną, ale po co chciałby rozmawiać z Łukaszem? Czyżby miało to związek z tym, że to właśnie Łukasz przyczynił się do rozwiązania sprawy ze stosikiem? 
   Spojrzałam na przyjaciela. Jego mina była wyraźnie zaniepokojona. Co on takiego zrobił? 
   — Po co sprowadziłeś tu wszystkich uczniów? — wypalił Łukasz. 
   — Jak to po co? Na przedstawienie. 
   Gdybym nie stała blisko chłopaków, raczej nie usłyszałabym ich wymiany zdań. Dlatego wątpiłam, żeby inni cokolwiek rozumieli. 
   — Dawid, proszę cię, nie… 
   — Uwaga, uwaga — zaczął głośno, przerywając mu. — Tak jak zapowiadałem, będziecie świadkami przecudownej chwili. 
   — Dawid, przest… 
   — Ten o to chłopak właśnie w tym momencie postanowił się ujawnić**. 
   Poczułam uścisk na dłoni. Spojrzałam na bladą twarz Izabeli. Kiedy zdążyła wstać i podejść? Naprawdę tego nie zauważyłam? 
   Sama nie do końca wiedziałam dokąd prowadziła ta cała „akcja”. W ogóle nie mieściło mi się w głowie, dlaczego Dawid robił to wszystko. Co by mu z tego przyszło? I co ważniejsze czy to co mówił było kłamstwem, czy prawdą? 
   — Tak, ten Łukasz niedawno nadawał mi w kółko o jakieś pięknej pedalskiej miłości i wyznał uczucia, więc wszystko jest jak najbardziej oficjalne. — Na ustach widniał mu chytry uśmieszek, który wywoływał we mnie odrazę.
   Pierwsza myśl, jaka naszła mnie po wywodzie Dawida, dotyczyła reakcji Łukasza, który posłał mnie i Izabeli zakłopotane oraz zawstydzone spojrzenie. 
   Druga była skupiona na Izabeli. Co musiała czuć? Chłopak, w którym była zakochana już od dawna mógł tak naprawdę okazać się nie lubić dziewczyn w ten sposób. Wskazywała na to przynajmniej jego postawa. Nie zaprzeczał. Inaczej kłóciłby się, wszczął bójkę, cokolwiek, żeby tylko Dawid się zamknął. 
   Trzecia była kluczowa. Kluczowa dla mnie. W momencie, kiedy w moim sercu i umyśle panowała cisza, ludzie śmiali się, mówili głośno słowa, których nie potrafiłam zrozumieć. A Łukasz i Izabela zaczęli odchodzić w zupełnie innych kierunkach. Za kim miałam iść? Kto poczułby się mniej zraniony? Czy w ogóle miałam prawo wybierać? 
   — No proszę, ucieka nasz kochany gej — zakpił Dawid. 
   Zagryzłam zęby najmocniej jak potrafiłam i podeszłam do pewnego siebie chłopaka, uderzając go z całej siły w piszczel. Czułam tak niesamowitą niemoc i frustrację spowodowaną tym, że byłam rozdarta między przyjaciółmi, że nie panowałam nad sobą. 
   On jedynie zrobił jakiś dziwny grymas i podniósł na moment nogę. W tamtym momencie mimo wszystko, żałowałam, że nie przywaliłam mu bardziej. 
   — Trzymaj się od nas z daleka — rzuciłam, patrząc na niego przepełnionymi różnymi uczuciami oczami i wyminęłam go. 
   Ruszyłam przed siebie, czując, że właśnie za nim powinnam pójść. 
   Pędził przed siebie, jak torpeda i z trudem udało mi się go dogonić. Gdzieś w tle dudnił mi dzwonek, ale jakoś nie potrafiłam się nim przejmować. 
   — Łukasz, zaczekaj — zawołałam. 
   Nagle gdzieś na początku pobliskiego parku, zatrzymał się i przyłożył dłoń do twarzy. Nie odwrócił się w moją stronę, ale widziałam po jego postawie, że czuł się fatalnie. 
   — Łukasz, jestem tu — wyszeptałam. 
   Poczułam złośliwe uczucie w krtani. Nienawidziłam go, bo oznaczało, że lada moment mogłam się rozpłakać. 
   Dlaczego nie było obok Izy? Zdawałam sobie sprawę, że też czuła się rozdarta, ale jednocześnie bałam się, że przez takie rozegranie wydarzeń przyjaciółka może mieć do mnie niesamowity żal. 
   — Pewnie myślisz, że jestem obrzydliwy. 
   Do moich uszu dotarł załamany głos Łukasza. W tym momencie, nie mogłam zrobić nic innego niż przytulenie jego rozdygotanego ciała. 
   — Łukasz, jesteś moim najlepszym przyjacielem, nawet tak nie mów. Nie mogłabym tak pomyśleć. Nigdy — szepnęłam mu do ucha i zaczęłam delikatnie masować po plecach. 
   Pomimo początkowego sprzeciwu, poddał się i wtulił we mnie. Czułam jak przez jego ciało przechodzą dreszcze i słyszałam jak pociąga nosem. 
   Powoli wydarzenia z ostatniej chwili zaczęły do mnie docierać. Coraz bardziej byłam przekonana, że to co powiedział Dawid było prawdą. Czyli wszystkie te rzeczy, humorki i inne dotyczyły właśnie tego. 
   Bolał mnie fakt, że nie wyznał nam tego wcześniej. Bał się naszej reakcji? Dlaczego miałby? Czyżby wina leżała po naszej stronie? 
   — Iza sobie poszła? — Usłyszałam szept. 
   Co miałam mu odpowiedzieć? Wciąż uważałam, że nie byłam odpowiednią osobą, żeby powiedzieć mu o tym co czuła do niego Izabela. Nie wiedziałam czy po tym wszystkim cokolwiek, kiedykolwiek chciałaby mu o tym wspominać. 
   — Tak, ale nie martw się. Na pewno nie uważa cię za kogoś… kim w złym znaczeniu mógłbyś się nazwać. Obie cię uwielbiamy. 
   Odsunęłam się od niego i posłałam niemrawy uśmiech. Wypuścił głośno powietrze ustami i przetarł twarz rękoma. 
   — Teraz wszyscy będą o tym gadać. 
   Położyłam mu dłoń na barku i spojrzałam w oczy. 
   — Pogadają i przestaną. 
   — Będą mnie wytykać palcami. 
   — Już ja im dam — obruszyłam się. 
   Zaśmiał się gorzko i spuścił głowę. Przygryzłam policzek od środka. Chciałam powiedzie coś co chciał usłyszeć, ale nie miałam bladego pojęcia czym miałoby to być. 
   — Jestem z tobą. Jakkolwiek by nie było, będę. Jakoś przez to przejdziemy — powiedziałam i jeszcze raz krótko się w niego wtuliłam. — Tak jak podczas mojej afery ze stoiskiem. Byłeś obok na każdym kroku. 
   — Zosia… 
   Pokręciłam przecząco głową. 
   — Nie musisz nic mówić. Niczego tłumaczyć. To było okropne co zrobił Dawid. Wymuszone i niepotrzebne akurat teraz — mówiłam spokojnie. — Kiedy będziesz gotowy, ja posłucham. Teraz może pójdę po nasze plecaki i razem poczekamy na przystanku? 
   — Dziękuję. 
   — Od tego są przyjaciele, Łukasz. Sami mnie tego nauczyliście. 




*Andrea Bocelli – śpiewak, tenor, kompozytor, autor piosenek, producent muzyczny i multiinstrumentalista. Jest najlepiej sprzedającym się śpiewakiem operowym na świecie i jednym z artystów z największą liczbą sprzedanych wydawnictw muzycznych w historii. (źródło: Wikipedia) 

**Z ang. Coming out – ujawnienie swojej orientacji seksualnej. [Nie wiedziałam jak inaczej ująć to w słowa, więc wyszło właśnie tak.]



Cześć, kochani!
Zdążyłam! Piszę tę notkę dokładnie 31.05 o godzinie 23:30 co oznacza, że zdążyłam dodać dwa rozdziały w maju :D. (TAAAAAK!)
Wprawdzie rozdział miałam napisany tydzień temu, ale był niedopracowany i zawierał zupełnie inne wątki. Był beznadziejny, po prostu, więc go nie opublikowałam. 
Tę wersję napisałam dzisiaj, literki mi się zlewają i pod wpływem emocji nawet podoba mi się to co tutaj widnieje. Mam nadzieję, że jak jutro to przeczytam to nie pożałuję, że to dodałam XD. A co ważniejsze: KTO SPODZIEWAŁ SIĘ, ŻE TO WŁAŚNIE TAK JEST Z ŁUKASZEM?
Postaram się, żeby next był szybciej ^^.
Dziękuję bardzo za ponad 3000 wyświetleń! To naprawdę spora liczba <3. 
Tulę, Shoshano. 

1 komentarz:

  1. Cieszę się, że sytuacja Zosi w szkole się trochę poprawiła, a koledzy z klasy dali jej spokój i przestali obwiniać o całe zło tego świata.
    Na dłuższą metę taka atmosfera na pewno zrobiłaby się dla niej nie do wytrzymania.
    Zaskoczyło mnie tylko jej pogodzenie z Moniką. Ja na miejscu Zosi nie potrafiłabym tak szybko jej wybaczyć. Zbyt wiele złego wyrządziła, ale tym bardziej zachowanie głównej bohaterki zasługuje na uznanie.
    Także relacje Zosi z Miłoszem posuwają się do przodu. Utrzymują regularny kontakt, a co ważniejsze obydwojgu wydaje się to jak najbardziej odpowiadać. Łapią coraz lepszy kontakt i kto wie dokąd ich to ostatecznie zaprowadzi.
    Wszystko byłoby dobrze, gdyby ten okropny Dawid znowu postanowił nie namieszać. Jak on w ogóle mógł zrobić coś takiego i wyjawić przed całą szkołą orientację Łukasza? Czy też, że chłopak obdarzył go jakimiś cieplejszymi uczuciami?
    Brak mi słów, aby opisać jak fatalnie i bezmyślnie postąpił.
    Coś takiego powinno wyjść od Łukasza. To on powinien zdecydować kiedy i komu o tym powie. Mam tylko nadzieję, że wszyscy wykażą się tolerancją i zaakceptują bez żadnych problemów, że jest gejem. Najważniejsze jednak, że Łukasz ma pełne wsparcie w Zosi i ta nowina nic nie zmienia w ich przyjaźni. Iza będzie potrzebowała trochę czasu, aby oswoić się z tymi rewelacjami, ale to głównie ze względu na uczucia jakimi darzy Łukasza. Taka wiadomość na pewno była dla niej ogromnym szokiem.
    Sama w życiu bym zresztą nie pomyślała, że ostanie dziwne zachowanie Łukasza ma związek z jego orientacją, a tu taka niespodzianka!
    Przez to wszystko z jeszcze większą ciekawością czekam na następny rozdział. 😊 Oby więc wena dopisywała.

    OdpowiedzUsuń

layout by oreuis