niedziela, 30 września 2018

Rozdział 8


   — Mogłabyś pójść do sklepu po ciastka? — Do moich uszu dotarł spokojny głos rodzicielki. Przeniosłam spojrzenie z telefonu na nią i uniosłam brew. — Czemu masz taką minę? Ciocia ma wpaść na kawę za godzinę, proszę idź. 
    — Okej, okej — westchnęłam i wstałam z kanapy, chowając urządzenie do kieszeni. 
   Niedzielne popołudnie zapowiadało się całkiem zwyczajnie. Najczęściej po obiedzie albo ktoś odwiedzał nas, albo to my do kogoś jechaliśmy, tak miało być też tego dnia. Posłusznie wyszłam z domu, zabierając pieniądze i udałam się w stronę pobliskiego sklepu. Na moje szczęście droga mijała mi dosyć przyjemnie. Chłodny, ale delikatny wiatr owijał moją twarz. Naciągnęłam rękawy bluzy na dłonie i skrzyżowałam ręce. 
   Wioska nie była jakoś niesamowicie obszerna, ruch na ulicach nie był duży, ludzi też prawie nie było widać, ale nie można było się temu dziwić. W końcu ten jeden dzień w tygodniu spędzało się z rodziną. Przynajmniej tak to właśnie bywało u mnie. 
   Kiedy dotarłam do celu, pchnęłam szklane drzwi i weszłam do środka, od razu kierując się na dział ze słodyczami. Zajęło mi chwilę zastanowienie się nad tym jakie wziąć. Zdecydowałam się na czekoladowe z kremowym nadzieniem, które były moimi ulubionymi. Jak na złość były na wyższej półce, przez co musiałam stanąć na palcach, aby móc ich dosięgnąć. Kiedy już trzymałam opakowanie w placach, ono stwierdziło, że fajnie byłoby wysmyknąć się prosto na białe płytki. 
   — Mogłabyś bardziej uważać. 
   Przeszył mnie zimny dreszcz. Ten głos mógł należeć tylko do jednej osoby. Spojrzałam przed siebie, a moim oczom ukazał się Miłosz, który właśnie nachylał się po pudełko. 
   — Proszę — powiedział, podając mi słodkości. 
   Zmieszałam się nieco, przez co spuściłam głowę. Nie potrafiłam rozgryźć uczucia, które mną zawładnęło. Dlaczego tyle myślałam o tym, żeby się na niego natknąć, ale kiedy już się tak działo, chciałam jak najszybciej od niego uciekać?
   — Dziękuję — rzuciłam i mocniej ścisnęłam opakowanie w dłoniach. — Że też nawet w sklepie muszę na ciebie wpadać — wymsknęło mi się. 
   — Nie przepadasz za mną? — prychnął. 
   Zerknęłam w jego stronę i uśmiechnęłam się pewnie. Nie mogłam przecież cały czas zachowywać się przy nim w tak dziwaczny sposób. Strasznie mnie to irytowało. 
   Jego postawa przypominała obojętną, ale zaciśnięta pięść przekazywała zupełnie inne emocje. Chociaż to pewnie tylko moja wyobraźnia, była zdecydowanie zbyt wybujała i tyle. 
   — Tak.

niedziela, 2 września 2018

Rozdział 7


   Naciągnęłam pasek od torebki na ramię i zagryzłam wargę, widząc kierowcę czerwonego samochodu. Nie znałam się na markach, zawsze byłam w tym kiepska, ale podejrzewałam, że nawet gdybym była w tym mistrzynią, nie zwróciłabym na pojazd najmniejszej uwagi. 
   Jego ciemne włosy wyglądały na świeżo umyte, a delikatny zarost dodawał mu lat. Jakby jeszcze był za mało starszy ode mnie. Miał na sobie jasnoniebieską koszulkę i czarne spodenki. Nawet w takim codziennym wydaniu bił mój wygląd na głowę. Ja, odziana w skórzaną spódniczkę i szarą bluzkę, można powiedzieć, że byłam dla niego jedynie tłem. Przynajmniej takie odnosiłam wrażenie. 
   — Cześć — przywitał się, otwierając drzwi auta. 
   Podszedł do mnie, a ja totalnie zgłupiałam. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że przyszedł po koszyk, do którego schowałam jedzenie. Zassałam policzki i odwróciłam głowę w inną stronę, aby nie zauważył mojego zmieszania. 
   — Cześć, poradziłabym sobie sama — rzuciłam, jakbym miała mu za złe chęć niesienia pomocy. 
   — Tak? — Wyprostował się, trzymając rączkę. Uniósł prawą brew i wyciągnął dłoń w moim kierunku. Patrzyłam na niego spod byka. — W takim razie włóż go do bagażnika. 
   Zachłysnęłam się powietrzem, naprawdę, tylko powietrzem. Odkaszlnęłam i z niedowierzającą miną, spróbowałam zabrać mu przedmiot. 
   — Żartowałem, nie bierz wszystkiego na poważnie. — Mrugnął, a na jego ustach pojawił się promienny uśmiech. 
   Łukasz, zabiję cię za to. Przysięgam. 
   Tego dnia wstałam wcześniej niż zaplanowałam, a to wszystko przez moje roztargnienie. Z przyzwyczajenia ustawiłam budzik, a gdy otworzyłam oczy nie było już szans na ponowne zaśniecie. Po trwającym kilka minut przebudzaniu się, spostrzegłam dwie wiadomości. Jedna była od Moniki, w której dziękowała mi za wczoraj i pisała jak to cudownie spędziła popołudnie. Druga natomiast pochodziła od Łukasza. Informował mnie o tym, że jego rodzice jednak nie mogą nas zawieźć, natomiast znalazł wspaniałe zastępstwo. Już w tamtej chwili czułam, że tym wspaniałym zastępstwem okaże się nie kto inny jak Miłosz. Tak szczerze, na to właśnie liczyłam. 
   — Hej! Wsiadasz, czy wolisz stać jak słup? — odezwał się mój przyjaciel, który siedział z przodu na miejscu pasażera. 
   Pokazałam mu język i wsiadłam na tyły.
layout by oreuis