niedziela, 19 sierpnia 2018

Rozdział 6


   Nim zdążyłam się zorientować nastąpił piątek. Przez ostatni miesiąc czas mijał mi niezmiernie szybko i niesamowicie frustrował mnie fakt, że nic nie mogłam na to poradzić. Czułam, jakbym traciła godziny, praktycznie na nic nierobieniu. Jeszcze kilka dni temu powiedziałabym, że lubię monotonnie, bo jest w niej coś stałego, uspokajającego. Ale nie od chwili, kiedy zaczęłam tracić grunt pod nogami, a przynajmniej takie odnosiłam wrażenie. Od przyjazdu Miłosza, trudno było mi się na czymkolwiek skupić, bo moje myśli w dużej mierze zajmowała właśnie jego osoba. 
   Dodatkowo Izabela chyba wzniosła wokół siebie jakiś niewidzialny mur i wytwarzała dziwnie niepokojącą atmosferę, czego absolutnie nie rozumiałam. Nie wiedziałam co sobie myślała. Że będę krzyczeć? Że powiem, że też jestem w nim zakochana? Sądziłam, że życie to nie romantyczny film i takie rzeczy się nie zdarzają. A raczej z pewnością nie zdarzają w naszych relacjach. Byłam prawie pewna, że Iza myślała inaczej, ale nie mogła nic na to poradzić. Taka już była i wprost uwielbiała tworzyć najczarniejsze scenariusze. Nie mogę zaprzeczyć, że miało to też swoje dobre strony, bo w niektórych sytuacjach nieraz uratowała mnie i Łukaszowi tyłek, ale w takich chwilach było to jedynie irytujące. 
   Jakby tego było mało nawet Łukasz zaczął mieć swoje humorki. Aż zmusiło mnie to do zastanowienia się czy ja też zmieniłam swoje zachowanie na bardziej wkurzające. Starałam się przypomnieć sobie jak najwięcej momentów, w których mogłam postąpić w dziwny sposób, ale nie potrafiłam ocenić tego obiektywnie. Koniec końców doszłam do wniosku, że przydałaby się nam szczera rozmowa. Zważywszy też na to, iż na początku roku wszyscy obiecaliśmy sobie braku sekretów, a tymczasem czułam, że każdy nazbierał ich więcej niż kiedykolwiek. 
   Izabela zakochała się w Łukaszu. Łukasz zdecydowanie miał jakiś problem, o którym nie chciał rozmawiać. A ja… Ja byłam zagubiona w naszych relacjach i czułam się źle z tym, że nie pisnęłam słówkiem o dziwnym uczuciu do Miłosza. Chciałam ratować nasze trio dopóki miałam jeszcze co ratować. I nie chciałam z tym zwlekać. 
   Zdeterminowana wyciągnęłam telefon z plecaka i napisałam przyjaciołom krótką wiadomość, w której poinformowałam ich o moich jutrzejszych planach na wspólny dzień. Nie mogli się wywinąć, w końcu w weekend nie idzie się do szkoły, a poza tym dawno nie spędzaliśmy razem czasu. Zanim zdążyłam się rozmyślić wcisnęłam „wyślij” i ruszyłam w stronę szatni.

niedziela, 12 sierpnia 2018

Rozdział 5


   Dzień jak na jeden z ostatnich dni września był niezmiernie ciepły i spokojny. Z tego też powodu założyłam prawdopodobnie po raz ostatni spódniczkę i krótki rękawek. Stawiałam swobodnie kroki na chodniku, rozmyślając o ostatniej sobocie. Wspomnienie rozmowy z Miłoszem nie dawało mi spokoju. A w szczególności jego dziwaczne zachowanie. Co takiego musiało się wydarzyć, żeby zmienił się aż tak bardzo? Wydawało mi się, że nie jest zdolny do odreagowywania na innych, a tymczasem sama stałam się centrum jego skumulowanych, negatywnych emocji. Co bardzo mi się nie spodobało.
  Idąc tak i rozmyślając o chłopaku, nie zwróciłam uwagi na wołanie przyjaciółki. Zdałam sobie sprawę z jej obecności dopiero w momencie, kiedy szarpnęła mnie za ramię.
   — Zosia, stój, ja nie mogę — wysapała. — Musiałam biec. Ach…
   Kiedy się odwróciłam, nachylała się i trzymała za biodra. Zachichotałam cicho, widząc jej zmarnowaną minę.
   — Mogłabyś popracować nad kondycją — rzuciłam.
   — Haha, sama byś popracowała — odpowiedziała. Chyba chciała zabrzmieć kąśliwie, ale słabo jej to wyszło.
   Po kilkunastu sekundach wyprostowała się i poprawiła ramię od torby. Zauważyłam, że zaczęła bawić się zamkiem, co mogło oznaczać tylko to, że czymś się denerwowała.
   — Co się stało? — spytałam.
   Nie lubiłam, kiedy czymś się niepokoiła. Często bywała wtedy bardziej zamknięta, jakby chciała stłumić w sobie emocje, sama przeżywać te najgorsze momenty. A przecież przyjaciele powinni sobie pomagać, ufać sobie. Dlatego zawsze starałam się jakoś do niej dotrzeć. Chociaż w najmniejszym stopniu.
   — Pamiętasz naszą rozmowę przed sobotą?
   Zmarszczyłam brwi. Odsunęłyśmy się na bok, aby zrobić wolne miejsce osobą, które chciały przejść.
   — Którą?
   — Chyba to było w środę… Łukasz wspomniał wtedy, że nie spodobała mu się piłka.
   Nagle mnie olśniło. No tak, zachowywała się wtedy jakoś dziwacznie. Wydawało mi się, że to przez obecność chłopaka, ale z niewiadomych przyczyn szybko mi to umknęło.
layout by oreuis