Miłosz jako chłopiec, a dokładniej piętnastolatek był niesamowicie dojrzały jak na swój wiek. Poświęcał wiele uwagi swojemu młodszemu bratu, pomagał ojcu, a nawet odciążał w niektórych obowiązkach mamę. Pomimo tego, że dorósł bardzo szybko, jego radość i serdeczność nie zmalała, a nawet mogłam powiedzieć, iż kilkukrotnie się zwiększyła. Chyba właśnie ten fakt w niepojętny sposób mnie do niego przyciągał.
Kiedy pierwszy raz go zobaczyłam nie mogłam o nim myśleć inaczej niż jak o starszym bracie mojego najlepszego przyjaciela. Czasem mówił mi cześć, częstował słodyczami, albo bawił się chwilkę z Łukaszem i ze mną. W tamtym okresie charakteryzowała go długa i gęsta czupryna. Włosy sięgały mu do ramion i delikatnie się falowały. Byłam zbyt mała, żeby cokolwiek o tym sądzić. Wiedziałam tylko, że strasznie kusiło mnie, żeby ich dotknąć, pobawić się nimi, poczuć ich zapach. Byłam taka malutka, a mimo tego zamiast myśleć o zabawach, rozpamiętywałam jego piwne oczy i odstające uszy.
Przez kolejne pięć lat powoli oswajałam się z tym, że nigdy nie będę dla niego kimś więcej. Chociaż nie mogłam zaprzeczyć, że jakaś cząstka mnie wierzyła, iż jeszcze kiedyś będzie mi dane pojechać z nim nad jezioro i obejrzeć zachód słońca. To było moje jedyne, najskrytsze marzenie z nim związane.
W tym samym czasie po prostu obserwowałam go z boku, nie mogłam oderwać od niego wzroku, kiedy nasze rodziny spotykały się w sobotnie wieczory, a czasem i w środku tygodnia. Tylko, że ja zawsze byłam „tą, która spędza czas z jego bratem”. Któregoś razu nawet sam rzucił, niby w żartach, że ja i Łukasz tworzylibyśmy świetną parę. Zaśmiałam się wtedy nerwowo i wzruszyłam ramionami. Skoro powiedział coś takiego to chyba nie znaczyłam dla niego zbyt wiele. Ale nawet ta myśl nie przekonała mnie do tego, żeby o nim zapomnieć. I to nie było tak, że nie próbowałam, bo naprawdę się starałam. Jednak z kolejnymi tygodniami moje uczucia nie ulegały zmianie. Może nie rosły, ale pozostawały na takim samym poziomie. Nie nazwałabym tego uczucia wspaniałą miłością, bo nie było nią nawet w dziesięciu procentach. Bliższym określeniem mogło być silne przywiązanie, albo chęć poświęcenia się komuś, bycie przy kimś jak najdłużej. Hm, może to jednak tak mówiono o miłości?