Nim zdążyłam się zorientować nastąpił piątek. Przez ostatni miesiąc czas mijał mi niezmiernie szybko i niesamowicie frustrował mnie fakt, że nic nie mogłam na to poradzić. Czułam, jakbym traciła godziny, praktycznie na nic nierobieniu. Jeszcze kilka dni temu powiedziałabym, że lubię monotonnie, bo jest w niej coś stałego, uspokajającego. Ale nie od chwili, kiedy zaczęłam tracić grunt pod nogami, a przynajmniej takie odnosiłam wrażenie. Od przyjazdu Miłosza, trudno było mi się na czymkolwiek skupić, bo moje myśli w dużej mierze zajmowała właśnie jego osoba.
Dodatkowo Izabela chyba wzniosła wokół siebie jakiś niewidzialny mur i wytwarzała dziwnie niepokojącą atmosferę, czego absolutnie nie rozumiałam. Nie wiedziałam co sobie myślała. Że będę krzyczeć? Że powiem, że też jestem w nim zakochana? Sądziłam, że życie to nie romantyczny film i takie rzeczy się nie zdarzają. A raczej z pewnością nie zdarzają w naszych relacjach. Byłam prawie pewna, że Iza myślała inaczej, ale nie mogła nic na to poradzić. Taka już była i wprost uwielbiała tworzyć najczarniejsze scenariusze. Nie mogę zaprzeczyć, że miało to też swoje dobre strony, bo w niektórych sytuacjach nieraz uratowała mnie i Łukaszowi tyłek, ale w takich chwilach było to jedynie irytujące.
Jakby tego było mało nawet Łukasz zaczął mieć swoje humorki. Aż zmusiło mnie to do zastanowienia się czy ja też zmieniłam swoje zachowanie na bardziej wkurzające. Starałam się przypomnieć sobie jak najwięcej momentów, w których mogłam postąpić w dziwny sposób, ale nie potrafiłam ocenić tego obiektywnie. Koniec końców doszłam do wniosku, że przydałaby się nam szczera rozmowa. Zważywszy też na to, iż na początku roku wszyscy obiecaliśmy sobie braku sekretów, a tymczasem czułam, że każdy nazbierał ich więcej niż kiedykolwiek.
Izabela zakochała się w Łukaszu. Łukasz zdecydowanie miał jakiś problem, o którym nie chciał rozmawiać. A ja… Ja byłam zagubiona w naszych relacjach i czułam się źle z tym, że nie pisnęłam słówkiem o dziwnym uczuciu do Miłosza. Chciałam ratować nasze trio dopóki miałam jeszcze co ratować. I nie chciałam z tym zwlekać.
Zdeterminowana wyciągnęłam telefon z plecaka i napisałam przyjaciołom krótką wiadomość, w której poinformowałam ich o moich jutrzejszych planach na wspólny dzień. Nie mogli się wywinąć, w końcu w weekend nie idzie się do szkoły, a poza tym dawno nie spędzaliśmy razem czasu. Zanim zdążyłam się rozmyślić wcisnęłam „wyślij” i ruszyłam w stronę szatni.