niedziela, 29 lipca 2018

Rozdział 4


   Miłosz jako chłopiec, a dokładniej piętnastolatek był niesamowicie dojrzały jak na swój wiek. Poświęcał wiele uwagi swojemu młodszemu bratu, pomagał ojcu, a nawet odciążał w niektórych obowiązkach mamę. Pomimo tego, że dorósł bardzo szybko, jego radość i serdeczność nie zmalała, a nawet mogłam powiedzieć, iż kilkukrotnie się zwiększyła. Chyba właśnie ten fakt w niepojętny sposób mnie do niego przyciągał. 
   Kiedy pierwszy raz go zobaczyłam nie mogłam o nim myśleć inaczej niż jak o starszym bracie mojego najlepszego przyjaciela. Czasem mówił mi cześć, częstował słodyczami, albo bawił się chwilkę z Łukaszem i ze mną. W tamtym okresie charakteryzowała go długa i gęsta czupryna. Włosy sięgały mu do ramion i delikatnie się falowały. Byłam zbyt mała, żeby cokolwiek o tym sądzić. Wiedziałam tylko, że strasznie kusiło mnie, żeby ich dotknąć, pobawić się nimi, poczuć ich zapach. Byłam taka malutka, a mimo tego zamiast myśleć o zabawach, rozpamiętywałam jego piwne oczy i odstające uszy. 
   Przez kolejne pięć lat powoli oswajałam się z tym, że nigdy nie będę dla niego kimś więcej. Chociaż nie mogłam zaprzeczyć, że jakaś cząstka mnie wierzyła, iż jeszcze kiedyś będzie mi dane pojechać z nim nad jezioro i obejrzeć zachód słońca. To było moje jedyne, najskrytsze marzenie z nim związane. 
   W tym samym czasie po prostu obserwowałam go z boku, nie mogłam oderwać od niego wzroku, kiedy nasze rodziny spotykały się w sobotnie wieczory, a czasem i w środku tygodnia. Tylko, że ja zawsze byłam „tą, która spędza czas z jego bratem”. Któregoś razu nawet sam rzucił, niby w żartach, że ja i Łukasz tworzylibyśmy świetną parę. Zaśmiałam się wtedy nerwowo i wzruszyłam ramionami. Skoro powiedział coś takiego to chyba nie znaczyłam dla niego zbyt wiele. Ale nawet ta myśl nie przekonała mnie do tego, żeby o nim zapomnieć. I to nie było tak, że nie próbowałam, bo naprawdę się starałam. Jednak z kolejnymi tygodniami moje uczucia nie ulegały zmianie. Może nie rosły, ale pozostawały na takim samym poziomie. Nie nazwałabym tego uczucia wspaniałą miłością, bo nie było nią nawet w dziesięciu procentach. Bliższym określeniem mogło być silne przywiązanie, albo chęć poświęcenia się komuś, bycie przy kimś jak najdłużej. Hm, może to jednak tak mówiono o miłości?
   Nie spędzaliśmy razem dużo czasu, nasze „chwile” trwały bardzo krótko. Zazwyczaj ograniczały się do normalnych uśmiechów posyłanych sobie na przywitanie. On dorastał, zaczynał pierwsze związki, skupiał się na nauce, planował wielkie rzeczy. Po technikum przyszedł czas studiów. Wyjechał do Warszawy, aby spełniać swoje marzenia. Za to dziesięcioletnia Zosia została, śniąc co jakiś czas o jego włosach i o tym, że osoba, o której dużo rozmyśla zabiera ją nad jezioro. 
   Jeden jedyny raz odbyliśmy poważniejszą rozmowę, tuż przed jego wyjazdem. Żegnał się wtedy ze wszystkimi, których znał, dlatego w żadnym wypadku nie czułam się wyróżniona. Uśmiechał się i patrzył na mnie z radością w oczach. Czułam, że naprawdę tego chciał, że to o tym marzył. 
   — Opiekuj się moim rozwydrzonym braciszkiem, okej? — poprosił. — I pamiętaj, żeby czerpać z życia pełnymi garściami. Jeśli tylko czegoś pragniesz, na pewno to zdobędziesz — dodał i pstryknął mnie w czubek nosa. 
   Patrzyłam na niego z delikatnym uśmiechem, chociaż było mi ogromnie smutno. To tak jakby część mojego świata miała się oderwać i zostawić po sobie dziwną pustkę. 
   — Ale jeśli moje marzenie nie pasuje komuś innemu? — zapytałam niepewnie. Nie chciałam, aby domyślił się, że mówiłam o nim i o moim uczuciu do niego. To był jedyny moment, w którym byłam tak bliska powiedzenia mu, że chciałabym, żeby ze mną został. Tak, dziesięcioletnia dziewczynka. Chociaż wtedy przemawiało przeze mnie głównie przyzwyczajenie do jego osoby. 
   — Jeżeli dla ciebie jest ważne, to nikt inny nie ma prawa ci tego zabrać, czy w tym przeszkodzić. 
   Chyba nie wiedział, że każde z nas myśli o czymś zupełnie innym, a ja nie miałam na tyle odwagi, żeby powiedzieć prawdę. Nawet biorąc pod uwagę jego słowa o dążeniu do celu. Przecież on też miał swoje marzenia i mała dziewczynka nie miała prawa mu tego odbierać. 
   — Dobrze — odpowiedziałam i pociągnęłam nosem, aby odgonić łzy. — Baw się tam jak najlepiej. 
   — Dziękuję. Może jeszcze kiedyś się spotkamy — zachichotał i poklepał mnie po głowie. — Do zobaczenia. 
   Nie odpowiedziałam. Patrzyłam tylko jak się oddala, macha wszystkim bliskim osobom i wsiada do samochodu. 
   Tak zniknął z mojego życia na siedem, długich lat. A teraz stał przede mną, wyraźnie odmieniony i bardziej męski niż kiedykolwiek. W końcu skończył dwadzieścia siedem lat. 
   Cisza miedzy nami zaczęła stawać się ciężka, wręcz dusiła mnie od środka. Przełknęłam głośno ślinę, jakbym chciała dodać sobie w ten sposób odwagi i uniosłam delikatnie talerze w górę. 
   — Muszę je zanieść na dwór — powiedziałam i odkaszlnęłam. 
   Nie chciałam wyjść na niepewną, zamkniętą w sobie dziewczynę. Przecież wcale taka nie byłam. Jednak jego obecność specyficznie na mnie działała. 
   Poruszył się. Jednym, zdecydowanym ruchem zdjął marynarkę i położył ją na krześle obok stołu. Stał przede mną w białej koszuli, a ja nie potrafiłam skupić myśli na czymś innym niż on. 
   — Pomogę — rzucił po chwili i odebrał ode mnie połowę talerzy. 
   Nie wiem dlaczego, ale zapragnęłam, aby nasze ręce się zetknęły. Ale tylko dlatego, że nieodpowiednio się przywitaliśmy. Wcale nie istniał inny powód, jak na przykład chęć poczucia ciepła jego ciała, dotknięcia jego delikatnej skóry. A przynajmniej wolałam nie dopuszczać do siebie tej drugiej opcji. Tak czy inaczej nic się nie stało. Wziął naczynia i udał się w kierunku drzwi tarasowych. Nic więcej. Żadnego przypadkowego dotyku. 
   Na zewnątrz życie toczyło się swoim torem. Moi rodzice razem z Wiktorią i jej tatą zgromadzili się wokół grilla. Pani Anna i Łukasz zdążyli już ustawić stół i krzesła. Kiedy wyszliśmy, a Miłosz położył talerze na odpowiednim miejscu, wszyscy przywitali się z nim w naturalny sposób. Jakby wcale nie opuścił rodzinnego miasta na długie lata. Dla nikogo oprócz mnie, powrót chłopaka nie zrobił zbyt wielkiego wrażenia. Czyżbym tylko ja o nim nie wiedziała? 
   Nie czekając ani chwili podeszłam do przyjaciela i poprosiłam go na słówko. Bez sprzeciwu udał się za mną. Chyba przeczuwał o co chciałam zapytać. Szliśmy powolnym krokiem dookoła domu, zatrzymaliśmy się dopiero przy drzwiach wejściowych. 
   — Wiedziałeś, że twój brat wraca? 
   Zmarszczył brwi i schował ręce do kieszeni. Tego dnia zachowywał się jak nie on. Może to właśnie przez jego przyjazd? 
   — I tak i nie. Podsłuchałem jak mama rozmawiała z nim wczoraj przez telefon — odpowiedział, wzruszając ramionami. — Dlaczego pytasz? Nie przepadasz za nim? 
   Odkaszlnęłam głośno słysząc jego słowa. Czy za nim nie przepadałam? Przepadałam. I to w bardzo dziwaczny sposób. 
   — Nie o to chodzi. Myślałam, że o takich rzeczach mówi się przyjaciołom — rzuciłam pierwsze co przyszło mi na myśl. Wcale nie zamierzałam go „atakować”, po prostu chciałam odwrócić jego uwagę od kwestii mojego lubienia czy też nielubienia Miłosza. 
   Jego twarz przybrała beznamiętny wyraz. Od razu zapragnęłam cofnąć te słowa, ale było już za późno. Podrapał się po karku i odetchnął głęboko. 
   — Przepraszam, ostatnio ja… to te jego pojawienie się, trochę mnie rozstroiło. Masz rację. Obiecaliśmy sobie przecież „żadnych tajemnic”. — Uśmiechał się słabo w moim kierunku. 
   — Nie masz za co przepraszać, rozumiem cię. A rozstroiło cię bo? 
   Oparł się plecami o ścianę. 
   — Nie widziałem go tyle czasu. Wiesz, rozmowy na skypie i telefon to nie to samo. Poza tym strasznie się zmienił. Wydaje mi się, że Warszawa źle na niego wpłynęła. 
   — Tak czy siak to wciąż twój brat i na pewno cię uwielbia — zapewniłam go i podeszłam bliżej. — Swojego młodszego, słodkiego braciszka — zachichotałam, klepiąc go po głowie. 
   Wzdrygnął się i po chwili zaczął mnie łaskotać, przez co wybuchnęłam głośnym śmiechem. Pragnę zaznaczyć, że mój śmiech do najcichszych i najwspanialszych nie należał. Przypominał raczej rechot dzika. Przynajmniej tak niedawno stwierdziła Iza. 
   — Lepiej? — spytałam, kiedy skończył się we mnie zaczepiać. 
   — Tak, lepiej. 
  Mówił szczerze. Tak mi się wydawało. 
   — Wracamy do nich? Czy chcesz mnie jeszcze o coś wypytać, dziennikarko? 
   Walnęłam go w ramię, a on chwycił się za nie i udał jak bardzo go to zabolało. 
   — Nie wypytywałam cię. 
   — Wcale. — Przewrócił oczami i udał się na tył. 
   Odepchnęłam się od ściany i ruszyłam jego śladem. Zanim weszliśmy w odpowiedni zakręt skoczyłam mu na plecy, a on chwycił mnie za uda. W ten sposób znalazłam się u niego na baranach. Kiedy byliśmy młodsi robiliśmy tak bardzo często. 
   — Ciężka się zrobiłaś — skomentował, za co dostał ode mnie po głowie. 
   Zeskoczyłam i poprawiłam sukienkę. 
   — Kobiece kształty ważą. 
   — Jak będziesz jakieś miała to śmiało używaj tej wymówki, ale póki co to… 
   — Świnia — odpowiedziałam, pokazując mu język. — Mówi ten co ma niesamowite ciało. 
   — No a nie? 
   Tak skupiłam się na rozmowie z Łukaszem, że nie zauważyłam Miłosza, na którego przez przypadek wpadłam. Czułam jego klatkę piersiową przez materiał koszuli. Gdy podniosłam wzrok, miałam wrażenie, że serce podchodzi mi do gardła. Chwycił mnie za ramiona i delikatnie od siebie odsunął. Uśmiechał się delikatnie. 
   — Uważaj jak chodzisz. 
   Trzy, banalne słowa. Trzy, chamskie jak dla mnie słowa. Trzy, ale jak dobitnie wypowiedziane. Miałam ochotę przywalić sobie patelnią, aby choć trochę się otrząsnąć. Przecież ja się tak nie zachowywałam. Nie wiedziałam dlaczego, ale poczułam niesamowitą irytację. Pojawił się po takim czasie, a odzywki miał lepsze niż nie jeden nastolatek. Nie rozumiałam tego, że był tak oschły wobec mnie. Może to wszystko co o nim wiedziałam, jak o nim myślałam było kłamstwem? Moją wybujałą wyobraźnią? Pod wpływem niewyjaśnionej odwagi postanowiłam przybrać podobną postawę co chłopak. 
   — Uważam, ty też byś mógł. 
   Zmarszczył brwi i potrząsnął lekko głową. 
   — A z ciebie nadal takie rozpuszczone dziecko, hm? — położył dłoń na moich włosach i zaczął poruszać po nich palcami. 
   Jego słowa w żaden sposób nie odzwierciedlały wyrazu twarzy. Była spokojna, godna zaufania. To zdecydowanie nie był Miłosz, którego znałam. Nie mógł nim być. Nie takie miał do mnie podejście. W tamtej chwili myślałam, że śnię. To wszystko wydawało mi się niesamowicie abstrakcyjnie. Tak samo jak jego strój. Może naprawdę śniłam? 
   Nie odpowiedziałam. Zamiast tego strzepnęłam jego rękę i udałam się w stronę stołu, gdzie siedzieli już prawie wszyscy, łącznie z Łukaszem, który chyba nawet nie zauważył, że zderzyłam się z jego bratem. 
   Przez większość wieczoru wszyscy siedzieli, jedli, rozmawiali. Nie mogłam ukryć, że spora ilość uwagi skupiona była na Miłoszu, ale jak można było się temu dziwić? Zadawali pytania o jego życie w wielkim mieście, o pracy, pasji, związku. Kiedy słuchałam ich wypowiedzi zaczęłam sporo zastanawiać się nad tym kim tak naprawdę był najstarszy syn państwa Woźniak. Tylko wyglądem (choć i tak nieco zmodyfikowanym) przypominał mi starego siebie. Zaczęłam wątpić w swoje wspomnienia. Czyżbym aż tak podkoloryzowała sobie jego osobę? Może pokładałam w nim złudne nadzieje? Zosia, idiotko. On jest o wiele starszy od ciebie. I tak nic by się Wam nie udało. Tyle w temacie. Pomyślałam. I niestety lub stety musiałam przyznać sobie rację. 
   W tamtym momencie postanowiłam o nim zapomnieć. O wszystkich chwilach, w których działał na mnie w ten przedziwny sposób. O tym, jak jako mała dziewczynka chciałam spędzać z nim jak najwięcej czasu. Chciałam odciąć się od tych myśli. Nie widziałam sensu trzymania się ich, skoro zapewne znaczyłam dla niego mniej niż łyżeczka, która leżała obok jego talerza, ta której ani razu nie użył. Z resztą, wtedy miałam dziesięć lat. Kto wie co działo się w takiej młodej główce? Może miałam zwidy, albo te wszystkie wspomnienia z tego okresu były zmyślone? Sama nie byłam już niczego pewna, a to wszystko przez pomylone zachowanie jednego chłopaka. Jestem dziwna. 
   Przed dwudziestą pierwszą moja mama razem z panią Anną zaczęły powoli sprzątać, a reszta osób przeniosła się do domu na oglądanie telewizji i dalsze rozmowy przy herbacie i słodkich napojach. W którymś momencie telefon Miłosza zadzwonił. Nie wiedziałam dlaczego zwróciłam na to uwagę. Może przez to, że jego reakcja była dość nienaturalna. 
   — Muszę odebrać, to z pracy — wyjaśnił i wyszedł na zewnątrz. 
   Nie było trudno domyślić się, że skłamał. Poza tym kto z pracy mógł do niego dzwonić o tej porze? Świadoma tego, że sama postanowiłam o nim zapomnieć i tym zachowaniem sobie zaprzeczałam, udałam się za nim. Może to przez nieznane mi uczucie, nad którym nie potrafiłam zapanować? Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się podsłuchiwać, dlatego dłonie zaczęły mi się niemiłosiernie trząść. Przeszłam przez korytarz, w którym nikt nie mógł mnie dostrzec i spojrzałam przez okienko. Nie można było powiedzieć, że z kimś rozmawiał, raczej kłócił. Próbowałam wyczytać cokolwiek z ruchu warg, ale nie udało mi się to. Chodził w kółko i trzymał się lewą ręka za kark. Po chwili przystanął w miejscu i schował urządzenie do kieszeni. 
   Niepewnie podeszłam do drzwi i nacisnęłam klamkę. Noc była chłodna, ale przyjemna. Brunet stał przy furtce i opierał się o nią rękoma. Jego ramiona delikatnie się poruszały, jakby płakał. Chciałam wrócić i udawać, że nic nie zauważyłam, ale moje ściśnięte serce mi na to nie pozwoliło. 
   — Księżyc naprawdę jasno dzisiaj świeci — wyszeptałam. 
   Dzieliła nas odległość jakichś czterech metrów. Wziął głęboki oddech i wyprostował się. Położył dłonie na biodrach i przytaknął głową. Chyba nie chciał ze mną gadać, ale ja nie zamierzałam nigdzie iść. Nie potrafiłam zostawić go tak, jak on zostawił mnie. 
   — Nie wiem co się stało, ale życie lubi się psuć. Dlatego ludzie powinni lubić je naprawiać. 
   Starałam się, aby mój głos był jak najbardziej łagodny i szczery. Dobrze wiedziałam co postanowiłam sobie jeszcze kilka godzin temu. Dobrze pamiętałam jak się tego dnia wobec mnie zachowywał. Pomimo tego wszystkiego, nie mogłam zareagować inaczej. Nie jeśli chodziło o niego. 
   Zaśmiał się gorzko i odsunął lekko w bok. To był chyba znak, żebym podeszła bliżej. Nie myśląc za wiele tak właśnie zrobiłam. Przystanęłam obok niego i splotłam ze sobą własne ręce, zerkając w niebo. 
   — Przepraszam. 
   Gwiazda zabłysnęła jaśniej, jakby usłyszała to samo co ja. Za co przepraszał? Za co czuł żal? Czy w ogóle go czuł? 
   — Zachowałem się jak dzieciak, a ty niczemu nie zawiniłaś. Tylko dla ciebie mogłem taki być. Tylko na tobie mogłem to odreagować. Nie chciałem tego robić rodzicom, ani rodzeństwu czy też twoim rodzicom. Czułem się okropnie. Przepraszam. 
   Znów błysnęła, ale tym razem inna, jakby zwiastowała przybycie czegoś większego, albo moja wyobraźnia zaczęła mi płatać figle. Co było bardziej prawdopodobne. 
   — Dlaczego tylko dla mnie? 
   Chciałam dodać, czy to dlatego, że byłam pyskata, wiecznie niezadowolona, papugująca innych, uparta, ale tylko w niektórych sprawach. Chciałam wygarnąć wszystkie swoje wady i usłyszeć potwierdzenie. Chciałam wiedzieć, że to przez nie nic między nami nie będzie. Chciałam jakoś powstrzymać ponownie rosnące we mnie uczucie do niego. Miałam go dość, było zbyt niezdecydowane. Za bardzo nachalne i nieobliczalne. Destabilizowało mnie emocjonalnie. 
   — Ty jedyna byś o tym szybko zapomniała. 
   Pomrugałam kilkukrotnie. Spojrzałam na niego. Wzrok miał utkwiony w górze, kącik jego oka połyskiwał niedbale, upewniając mnie we wcześniejszych przypuszczeniach. Musiałam wziąć głęboki wdech, żeby móc ponownie racjonalnie myśleć. Chociażby połowicznie. 
   Dopadł mnie jeden fakt. Rozmawialiśmy. Można było powiedzieć, że poważnie. I miałam nadzieję, że szczerze również. 
   — Skąd taki wniosek? 
   — Pamiętasz jak wrzuciłem ci ulubioną maskotkę do piaskownicy i była cała w piachu, przez co twoja mama musiała ją prać z pięć razy? 
   Niemal się zapowietrzyłam. Nie miałam pojęcia o czym on mówił, jakby wziął to z marsa. 
   — Nie. Co ty pleciesz? 
   Opuścił głowę. Chyba przyglądał się swoim butom. 
   — Byłem pewien, że będziesz mi to wypominać do końca życia, chociaż miał to być tylko nastoletni żart. Ale ty powiedziałaś mi wtedy, że jeśli ktoś przeprasza szczerze i z głębi serca to jesteś w stanie zapomnieć o tych złych chwilach. — Przeniósł swoje spojrzenie na mnie. Czułam jak nogi zamieniają mi się w watę. — Nie sądziłem, że sześcioletnia dziewczynka potrafi coś takiego powiedzieć. To we mnie uderzyło. Wtedy raczej unikałem sprawiania ci przykrości. Nawet jeśli miało to być żartem. 
   Uśmiechał się delikatnie. Nie wiedziałam czy mu wierzyć, ale dlaczego miałabym tego nie zrobić? Po co miałby kłamać? 
   — Mimo tego, że jesteś dużo starszy muszę to powiedzieć. Zachowałeś się w kretyński sposób. 
   Zareagował inaczej niż się tego spodziewałam. Nie był zły, że jakaś małolata tak go oceniła. Zaczął się śmiać. Tylko nie wiedziałam dlaczego. 
   — Zdaję sobie z tego sprawę. Ale emocje się we mnie kumulowały i wtedy przypomniała mi się tamta sytuacja. 
   Uśmiech zniknął z jego twarzy w sekundę. Powróciła poważna, nieco smutna. 
   — Tym razem zrobiłeś to z premedytacją. 
   — I z premedytacją cię za to przepraszam. 
   Odpowiedział bardzo szybko. Spojrzał na mnie przez ramię. Z jego oczu biła szczerość. Nie potrafiłam mu nie uwierzyć. 
   — Co się tak właściwie stało? — zapytałam po chwili. 
   Odsunął się ode mnie o krok i przechylił ciężar ciała na jedną nogę, wkładając ręce do kieszeni eleganckich spodni. 
   — Popełniłem wiele błędów. Teraz za nie płacę. 
   Błędów? Niby jakich? 
   — Jeśli potrzebu… 
   — Nie — powiedział stanowczo. — I jeszcze raz przepraszam za dzisiaj. 
   Zamilkłam na chwilę. Nie chciałam go rozzłościć. Objęłam się ramionami, bo powoli zaczęło robić się zimno. Kiedy atmosfera nieco zelżała postanowiłam zadać pytanie, które tkwiło mi w głowie już dłuższy czas. 
   — Zostajesz na dłużej? 
   Wypuścił powietrze ze świstem. 
   — To zależy ile dla ciebie to dłużej. 
   — Nie wiem. 
   Prychnął i przetarł twarz dłonią. 
   — Na razie nie zamierzam wyjeżdżać. A teraz wracajmy, bo będą wymyślać niestworzone scenariusze i bla, bla, bla. 
   Zachichotałam, słysząc jego ostatnie słowa. 
   — I bla, bla, bla? — rzuciłam, naśladując jego głos. 
   — Mówię tak zamiast „i tak dalej”. Brzmi to zabawniej. 
   Wzruszył ramionami, a mnie w tamtym momencie zachciało się jeszcze bardziej śmiać. 
   — Masz prawie trzydzieści lat. 
   Spojrzał na mnie z dziwnym błyskiem w oczach, po czym odpowiedział niesamowicie przekonująco: 
   — Moja dusza jest wiecznie młoda.


Cześć!
Przepraszam, że rozdział pojawił się dopiero po dwóch tygodniach. (Chociaż tak właściwie nie określiłam z jaką częstotliwością będę je dodawać.) Ten rozdział pisało mi się ciężko. A raczej nie pisało, a wymyślało. Nawet nie wiecie ile wersji powstało w mojej głowie. Ostatecznie zdecydowałam się na tę. Jest dłuższy od pozostałych, więc jest chociaż jeden plus ;D.
Macie jakieś teorie jeśli chodzi o zachowanie Miłosza? I jak podoba się Wam jego postać?
Ostatnio w mojej głowie powstało tyle nowych pomysłów, które całkowicie zmieniają przyszłość bohaterów, że już sama nie wiem czy na pewno się na nie zdecyduję. Ach, czekają mnie długie godziny rozmyślania nad historią.
Uwielbiam Wasze komentarze, bardzo Wam za nie dziękuję. To one motywują mnie do regularnego pisania <3.
Miesiąc wakacji za nami. Ubolewam nad tym, bo nie udało mi sie wykorzystać tego czasu w stu procentach. Na szczęście zostało jeszcze trochę czasu ^-^.
Do następnego!

Tulę, Shoshano.

10 komentarzy:

  1. Bardzo spodobał mi się ten rozdział. 😊Zawierał świetne przemyślenia Zosi i przede wszystkim pokazał, że Miłosz od bardzo dawna, nie jest dla niej kimś obojętnym. Już jako dziecko, wykazała nim duże zainteresowanie. Martwiła się o niego, czy zwyczajnie chciała spędzać czas. Co pokazuje, że była bardzo dojrzałym, jak na swój wiek dzieckiem. Potem on wyjechał i kontrakt urwał się na długie lata. Ale wszystko do niej wróciło już w momencie, gdy tylko znowu go zobaczyła.
    Co do samego Miłosza. O ile w przeszłości wydawał się całkiem fajnym chłopakiem, o tyle do jego obecnej wersji mam bardzo mieszane uczucia. Wyraźnie widać, że ma jakieś problemy, z którymi sobie chyba nie radzi.
    Nie bardzo rozumiem, dlaczego próbuje odbijać swoje niepowiedzenia, będąc niemiłym dla innych. Nie tędy droga.
    Dobrze, że Zosia okazała się przynajmniej wyrozumiałą i wybaczyła mu niestosowne zachowanie.
    Czekam z dużą ciekawością a dalszy rozwój akcji. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam i bardzo mi się podoba! Ale wrócę później, bo oglądam właśnie 'Władcę Pierścieni', także no, moja miłość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. (Cholerny komentarz mi się usunął DOSŁOWNIE PRZED KLIKNIĘCIEM 'OPUBLIKUJ'. Jestem załamana, bo na pewno nie zdołam odtworzyć zajebistości tamtego koma, ale postaram się.)

      Witaj kochana!

      Możesz mnie zabić, nie krępuj się. Jak tak teraz sprawdziłam, to wróciłam tylko pod jednym rozdziałem. Matko, jestem okropna. Obiecuję, że od teraz będę komentować regularnie!

      Zacznę może od notki.
      Nie martw się, ja też nie za bardzo wykorzystałam ten czas. To jakiś koszmar, wakacje płyną nieubłaganie i do rozpoczęcia szkoły już niestety tylko miesiąc. Nawet moja miłość do jesieni nie umila mi tej perspektywy..[*]

      Przejdźmy może do tej perełki u góry, ach. Ten rozdział jest chyba moim ulubionym jak do tej pory.

      Uwielbiam takie wielkie spotkanie po latach głównych bohaterów.

      Miłosz jest mega specyficzny. Na razie było o nim powiedziane zdecydowanie za mało, abym mogła cokolwiek stwierdzić na jego temat. Ale muszę przyznać, że jeżeli chcesz ich połączyć w parę to przed Tobą cholernie trudne zadanie. Mówię tutaj całkowicie szczerze, ale wybrałaś ciężki 'temat'. Więc trzymam za Ciebie kciuki kochana, bo na pewno świetnie sobie z tym poradzisz!

      Serce naszej Zofii zaczyna szybciej bić w reakcji na gościa z przeszłości. On nie jest jej obojętny chyba od zawsze, ale myślę, że na to uczucie ma wpływ jego wiek, w końcu jest grubo starszy. I teraz jestem pełna podziwu dla Ciebie, bo nie mam pojęcia jak planujesz ich połączyć mimo takiej różnicy wieku. Niby mówią 'wiek to tylko liczba' (czy jakos tak idc), ale nie wiem.

      Czekam na kolejne cudo i daj mi koniecznie znać jak już się pojawi.

      Buziaki, Leah

      Usuń
  3. I mamy Miłosza, który w dalszym ciągu zajmuje specjalne miejsce i w sercu i w myślach Zosi. Dzieli ich różnica wieku, dzieliła też odległość, ale nagle wrócił ;o pytanie czemu? Po co? Oj to mnie będzie intrygowało do końca, zwłaszcza, że tej dwójce rozmowa wyjątkowo się klei. Poza tym Zosia coś do niego czuje i widać to po jej myślach i sposobie mówienia.
    Miłosz jest zupełnie inny niż Łukasz i na razie trochę przyczajony. Taki bez emocji, ale jego młodsza wersja skradła moje serce. Lubię takich chłopaczków psotników, którzy dokuczają dziewczynkom, a potem się w nich zakochują i w ogóle szanują. Ciekawe czy tutaj będzie podobnie.
    Oj brakowało mi Izy, brakowało. Aż się sama sobie dziwię, lol.
    Życzę weny,
    N

    OdpowiedzUsuń
  4. Naprawdę ciekawy i fajny rozdział!
    ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniały rozdział kochana ❤
    Kiedy pojawi się kolejny?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatni tydzień praktycznie przeleżałam z chorobą, więc nawet nie myślałam o rozdziale, za co bardzo przepraszam. Postaram się z całych sił, aby pojawił się w tym tygodniu 🖤

      Usuń

layout by oreuis